Odchodzili powoli. Etapami. Dzisiaj o swoim katolicyzmie mówią w czasie przeszłym. W mediach społecznościowych podzielili się swoim doświadczeniem, pisząc: „Też odchodzę”. Trochę po to, by ostatecznie się uwolnić, ale też po to, żeby dodać otuchy wątpiącym: tym, którzy w Kościele są nadal, mimo, że od dawna nie mogą w nim oddychać” Gazeta Wyborcza „Też odchodzę.”
Powyższy cytat pochodzi z artykułu prasowego będącego świadectwem katolików, którym zabrakło „tlenu wiary i świeżości w Kościele”.
Wielu powie, że w Kościele są dla Boga i nie przeszkadza im ludzka podłość w nim. Jest w tym racja. To wielka łaska umieć scentralizować swoją wiarę na JEZUSIE omijając „duszny klimat” wywołany przez kościelne grzechy i przestępstwa. Niewątpliwie Bóg jest siłą wspólnoty kościoła, ale może być tak, że jej liderzy mogą Mu skutecznie pozamykać okna i „udusić” ludzi słabszej wiary.
A Jezus szukał zawsze słabszych, zagubionych. Siła Jego misji opierała się o gromadzenie słabszych i umacnianie mocniejszych.
O tym chyba zapomnieli duchowni, że oprócz tych mocnych należy zadbać o tych słabszych, co właśnie odchodzą. I to nie przez własny brak wiary, ale przez destruktywny wpływ zachowań „uświęconych” autorytetem sutanny.
Byli w Kościele ludzie, którzy mogli zostać, którzy zamiast Bożego Słowa i wolności sumienia słyszeli nieustanie o polityce, pieniądzach, antykoncepcji, związkach niesakramentalnych. Nie usłyszeli natomiast, że Jezus wychodzi do nich z całym miłosierdziem i siłą. Nie usłyszeli, ze nie są „gorsi”, bo każdy we wspólnocie Kościoła jest grzesznikiem. Nie usłyszeli Jezusa. Natomiast wyraźnie usłyszeli list pasterski biskupów, proboszcza w kancelarii, który za pogrzeb zażądał „co łaska” nie mniej niż 1000 zł, spowiednika, który zrugał ich za nic, albo dręczył pytaniami o sprawy seksualne. Wikarego, który autorytarnie zakazał bycia chrzestnym bo żyją w związku niesakramentalnym. Księdza, który zastanawiał się czy ochrzcić dziecko bo wychowuje je samotna matka.
Usłyszeli proboszcza, który na kazaniu grzmiał o niemoralności w parafii i rozwiązłości, który palcem pokazywał i zabraniał iść do Komunii. Tego samego proboszcza, który majątek parafii rozpuścił w kasynach i domach publicznych.
Tak! Dla słabych to było i jest za dużo… odchodzą!
Słyszą kapłanów – emerytów, którzy udając celibatariuszy dawno w wybudowanych za czasów proboszczowania domach mieszkają ze swoimi paniami. Wszyscy oni – Antoni, Irenka, Marek, Wanda, Andrzej, Krysia etc… Ale na ustach mają wierność, celibat i układają innym małżeńskie życie… To osłabia słabych… To ich dusi… To wina Kościoła, nie słabych.
Kościele musisz się obudzić i wyjść na manowce, tam gdzie posłałeś tych słabych, gdzie ich biernie wyrzuciłeś….Bo oni nadal w sercu pragną być blisko Jezusa…
Dlatego nasza wspólnota tam właśnie pozostanie… Na manowcach… Jeśli odszedłeś, to wróć…. Jedną z alternatyw jest Katolicki Kościół Narodowy.
#teżOdchodzę
Zdjęcie pochodzi z artykułu Gazety Wyborczej
Dodaj komentarz